Nasz Felieton
 

Strona główna

 

Nasze usługi

 

Informacje
o firmie

 
   

Nasza misja
i referencje

 
   

Know-how - nasza technologia

 

Inwentaryzacje budowlane - przykłady realizacji

 
   

Zakres inwentaryzacji budowlanej
i  fotograficzn
ej

 
   

Przepisy, ustawy
 normy inwentaryzacji budowlanej

 
   

Procedury obmiaru
w inwentaryzacji budowlanej - normy

 
   

Inwentaryzacja fotograficzna budowli i terenów pod inwestycje

 
   

Kontakt
do firmy

 
   
Nasz stały felieton: „ Z dziennika inwentaryzacji"  
Zinwentaryzowaliśmy korytarz „ignorujący” prawa fizyki.

(…) Panowie, macie zamiar pomierzyć ten korytarz? – z tym pytaniem zwrócił się do nas pan „złota rączka”.
–  Ciekaw jestem – ciągnął zniżając głos –  czy wasze przyrządy tu nie powariują?



Biurowiec z tajemniczym korytarzem

Nic nie  zapowiadało, że inwen-taryzacja budowlana starego budynku biurowego może szczególnie zapisać się w naszej pamięci. Nie ze względu na jakieś trudności w inwentary-zacji. Raczej ze względu na tajemnicę, jaką skrywał pewien osobliwy korytarz. Wiadomo, każdy budynek ma swoje tajemnice związane czy to z osobami, które w nim zamieszkiwały, czy też z wyda-rzeniami, które rozgrywały się w jego wnętrzach. Im starszy budynek, tym więcej tego typu ciekawych historii lub wręcz niesamowitych wydarzeń. 
Ta przedwojenna budowla z pewnością miała na swoim koncie wiele interesujących, a nawet sensacyjnych historii, lecz ta,
o której opowiemy, dotyczyła całkowicie innej materii. A może nie „materii”? |
Ale po kolei. Inwentaryzacja przebiegała
w dosyć rutynowy sposób. Przechodziliśmy przez kolejne pomieszczenia, rejestrując
w tachimetrze charakterystyczne dla nich punkty i tworząc w komputerze ich odzwierciedlenie w postaci projektu. Było nudno, aż do korytarza na trzecim piętrze… Gdy wnieśliśmy tachimetr i rozstawiliśmy pozostały sprzęt, zjawił się przy
nas specjalista od konserwacji. Rozejrzał się
i ściszonym głosem zapytał: – Panowie, macie zamiar pomierzyć ten korytarz? –
z tym pytaniem zwrócił się do nas pan „złota rączka”.
– Ciekaw jestem – ciągnął, zniżając głos – czy wasze przyrządy tu nie powariują?
– Dlaczego mają powariować? – spytałem.
– Czyżby ściany były z materiałów promieniotwórczych? – zażartowałem.
– Nie, chyba nie – odpowiedział konserwator. Związane jest to raczej
z grawitacją czy czymś takim – uświadamiał nas, bo znał ponoć od podszewki wszystkie techniczne problemy tego budynku.
– Jak to z grawitacją?  – z zaintereso-waniem zacząłem ciągnąć za język konserwatora.
– Powiem panom, ale proszę, nie powtarzajcie tego dyrekcji firmy. Oni nie lubią, gdy ich pracownicy mówią coś
o biurowych tajemnicach postronnym osobom – konserwator zastrzegał poufność informacji.

Woda płynie pod górę

 – To sprzątaczka zwróciła uwagę na ten dziwny korytarz – konserwator rozpoczął swoją tajemniczą opowieść.
– Czy zauważyliście panowie, że patrząc
z końca tego korytarza, w którym teraz stoimy, wyraźnie widać, że delikatnie wznosi się on do góry? Praktycznie każda osoba, jak tylko uważnie zacznie się przyglądać, fakt ten zauważa.
– A panowie co o tym myślą? – konserwator pytał o nasze zdanie w tej materii.
– Musimy przyznać, że budowniczowie tego gmachu nie grzeszyli dokładnością – powiedziałem, przyglądając się bacznie korytarzowi. Na niższych piętrach zarówno pokoje, jak i pozostałe pomieszczenia były niezgodne z planami budowlanymi, jakie się zachowały. Nawet plany przebudowy
z czasów powojennych nie zgadzały się ze stanem rzeczywistym. Owszem, pomieszczenia były takie, jak na planach, ale ich geometria pozostawiała wiele do życzenia. –  Ale faktycznie, przyglądając się temu korytarzowi, można odnieść wrażenie, że on się wznosi – stwierdziłem ostrożnie.
–  No właśnie – konserwator skwapliwie potwierdził moje spostrzeżenie.
 – No więc co w tym dziwnego?  – zapytałem. – Przecież w wielu budynkach stropy, inaczej mówiąc podłogi, wcale nie są poziome, jak teoretycznie może wynikać
z planów. W swojej karierze, dzięki skrupulatnym pomiarom, wykryliśmy wiele takich anomalii,
z których istnienia nie
zdawali sobie sprawy nawet właściciele budynków.
– No właśnie, ale ten korytarz oprócz pochyłości wykazuje dziwne właściwości – rozpoczął swoją opowieść konserwator.
– Zauważyła to nasza sprzątaczka. Praktycznie wszyscy widzieliśmy, że korytarz ma spadek w jedną stronę, ale nie spodziewaliśmy się, że będą miały miejsce takie dziwne rzeczy. Otóż kiedyś, myjąc korytarz, wywróciła wiadro
z wodą. Na szczęście złapała wiadro
i tylko część wody się rozlała. Złapała ścierki i położyła je po stronie spadku, aby zatrzymać ewentualnie spływającą po pochyłości wodę, ale o dziwo, woda zamiast spływać, zaczęła płynąć pod górę!

®


 Stanęła, jak mi potem opowiedziała, jak wryta. Zamiast zbierać wodę obserwowała, jak płynie mozolnie pod górę. Swoimi obserwacjami podzieliła się z ówczesnym kierownikiem administracyjnym. Oboje przyszli na  dziwne piętro. Kierownik zrobił jeszcze jedno doświadczenie. Położył na podłodze butelkę po wodzie sodowej. Ta zaś, wbrew prawu ciążenia, także zaczęła się turlać pod górę. Sprawa zaczęła być głośna, aż dotarła do dyrekcji. Niestety dyrekcja nie wykazała zainteresowania sprawami nadprzyrodzonymi. „ – Zamiast klientów będziemy mieli najazd badaczy zjawisk nadprzyrodzonych, to po pierwsze, a po drugie – nasz biurowiec to nie krzywa wieża w Pizie i pochyły korytarz nie będzie pełnił roli atrakcji turystycznej, wręcz odwrotnie, może stanowić nasz słaby punkt” – stwierdzili autorytatywnie. Od tej pory nikt nie wspominał o tym dziwnym zjawisku. Kiedyś także i ja niedowierzając sprawdziłem, czy rzeczywiście tak jest. Odsłoniłem dywan
i położyłem butelkę. Faktycznie zaczęła się turlać pod górę. Ciekawe co też wykażą panom te dziwne przyrządy? –  zakończył pytaniem swoją opowieść konserwator.
– Też jesteśmy ciekawi, więc z pewnością to zbadamy – odpowiedziałem. – Twardo stąpam po ziemi i moim zdaniem większość dziwnych i tajemniczych zjawisk ma swoje wytłumaczenie zgodne z prawami przyrody, tymi, które znamy lub tymi, które być może poznamy – zapewniłem konserwatora.
– A czym panowie to zmierzycie i czy zrobicie to teraz? – konserwator nie mógł się doczekać naszych badań.
–  Mamy różne przyrządy: tachimetr, niwelator, poręczną poziomicę laserową – odpowiedziałem.
– Poziomicę? Przecież woda płynęła pod górę, więc i poziomica może źle wskazywać, bo zawiera jakiś płyn – nie dawał za wygraną konserwator, chcąc zasiać w nas wątpliwość w skuteczność posiadanych przyrządów.
– Nie będzie tak źle – odpowiedziałem, choć zastanawiałem się, jak obejść „ten problem”. – Pomierzymy i zobaczymy, co nam wyjdzie – uspokajałem konserwatora.

Mierzymy niemierzalne

 Rozstawiliśmy przyrządy.

– Uważajmy, bo siły nadprzyrodzone będą niezadowolone z tego, że podważamy ich istnienie – zażartował kolega.
Zasadniczo nie mierzymy od razu spadków – to zadanie realizuje program po wczytaniu danych z tachimetru, ale tym razem na początek ustawiliśmy poziomicę laserową. Puszczony na ścianę promień światła laserowego już na samym początku wykazał, że podłoga ma spadek w tę stronę, w którą toczyły się butelki i płynęła woda, a więc zgodnie z prawami fizyki i zupełnie odwrotnie do spostrzeżeń konserwatora i – trzeba przyznać – na pierwszy rzut oka także naszych. Niwelator potwierdził to, co obserwowaliśmy i pomierzyliśmy
z pomocą poziomicy laserowej.
– To musi być jakieś złudzenie optyczne – stwierdziłem.
– Na razie prawa fizyki nie są pogwałcone. Raczej to człowiek jest marnym elementem kontrolnym i słabym punktem w ocenie rzeczywistości.
Musimy dojść do tego, co
jest powodem złudzenia optycznego polegającego na wrażeniu, że korytarz mocno się wznosi, choć w rzeczywistości minimalnie opada.
Przypomniała mi się praca profesora Kazimierza Bartela na temat perspektywy malarskiej, a w niej wątek dotyczący perspektywy teatralnej. Scenografowie wraz z rekwizytorami potrafią dosłownie omamić widownię, konstruując na scenie dalekie plany, podkreślając konstrukcjami dekoracji teatralnej zarówno spadek, jak i wznoszenie się płaszczyzny sceny. Dzięki perspektywie, układowi linii na obrazie lub dekoracji, doświadczamy złudzenia przestrzennego spadku lub wznoszenia się krajobrazu. Podobnie jest w rzeczywistości. Wielokrotnie słyszeliśmy o drogach na wzniesieniu, na których samochód pozostawiony „na luzie” toczy się samodzielnie pod górę.

Przestawiliśmy poziomicę laserową tak, aby jej promień omiatał ściany na wysokości górnej części boazerii okalającej wszystkie ściany korytarza. Dodam, że boazeria miała obok nas, czyli na początku korytarza, wysokość 110 cm. Wyszło szydło z worka. Boazeria nie miała takiej samej wysokości na obu końcach korytarza. W części oddalonej od nas jej górny brzeg wyraźnie był wyżej i to prawie o 10 cm.

®

 


Także ustawione pod ścianą co kilka metrów fotele, wyglądające identycznie, tak naprawdę nie były tej samej wielkości. No cóż… czar prysł. – Wszystko jest w najlepszym porządku – zapewniliśmy konserwatora. – Choć przyznajemy, ten układ boazerii i foteli powodował naprawdę sugestywne złudzenie dużego wzniosu podłogi. Ale
i tak ten budynek ma swoją tajemnicę, której nie odkryto do tej pory – zaciekawiliśmy na koniec konserwatora.
– Jaką? – konserwator nie krył zdumienia.
–  A nie zaobserwował pan czegoś dziwnego w korytarzu na pierwszym piętrze?
– Nie, nic takiego nie zauważyłem.
– I tego, że korytarz nie ma jednakowych wymiarów?
– Tak? A gdzie? – dopytywał się zdumiony konserwator.
–  Szerokość korytarza jest różna na jego końcach, czyli ściany korytarza się zbiegają. Różnica wynosi prawie trzydzieści centymetrów!
–  Nie wiedziałem – przyznał z szeroko otwartymi ze zdziwienia oczami. –  Na planach, które są u kierownika administracyjnego, wszystko jest równiutkie,  „pod linijkę”.
– Niestety, nie wszyscy przykładają się do pracy – wyjaśniałem konserwatorowi. – Jedni, budując gmach, a drudzy – odtwa
rzając plany, popełniają błędy. Przykładowo w naszej branży – mówiłem – rutynowo wykonane inwentaryzacje budowlane często zawierają wiele nieścisłości z uwagi na pomijanie
w pomiarach kolejnych elementów powtarzających się, a niestety, bardzo często pomieszczenia wyglądające podobnie, na przykład mieszkania lub korytarze w wielopiętrowym budynku, nie mają tych samych wymiarów.
– My – ciągnąłem swój wywód – nie tylko mierzymy szerokość i długość pomieszczenia, ale także wysokość, przekątne, spadki, kąty pochylenia, przylegania i sprawdzamy te pomiary
w paru miejscach.
– Dla przykładu – wyjąłem z teczki arkusz papieru – narysuję panu figurę, taki odwrócony i ścięty ostrosłup, choć tak naprawdę będzie to pryzma, czyli szczególny rodzaj ostrosłupa ściętego, którego podstawy są prostokątami o bo-kach odpowiednio do siebie równoległych. Jak pan widzi, dół i góra tej bryły to prostokąty, a jej ściany to trapezy. Takie właśnie może być pomieszczenie
z pochyłymi ścianami. Oczywiście ten poglądowy rysunek jest mocno „przerysowany” w stosunku do rzeczywistych proporcji na przykład mieszkania – uspokajałem konserwatora. – Ale często jednak spotykamy się z tym
w naturze.
– Faktycznie, coś takiego jest u mojej siostry – przypomniał sobie konserwator.
– Szafa nie stoi przy samej ścianie, bo ta nie ma pionu.
– No właśnie, tak może być – potwierdziłem. – Wykonanie rutynowych pomiarów zgodnie z normami nie wykaże tego błędu budowlanego. Dodatkowo, należy pomierzyć długość i szerokość
u góry przy suficie lub kąty pochylenia płaszczyzny ścian.  Dodam jako ciekawostkę – szokowałem dalej konserwatora – jedna norma zaleca pomiary na poziomie podłogi, a druga metr nad podłogą. Oczywiście – szybko uspokoiłem rozmówcę – różnice
w wielkości tak mierzonych powierzchni są niewielkie, ale dla osób skrupulatnych mogą być istotne. To po pierwsze. A po drugie, warto chyba mieć rzeczywisty
i rzetelny plan budowli choćby dlatego, by uniknąć w przyszłości błędów i strat. Wasza dyrekcja zamierza przegrodzić ściankami działowymi niektóre większe sale i pokoje. Zamawiając ścianki zgodnie z istniejącymi planami, mogliby narazić się na niepotrzebne koszty, bo ścianki absolutnie nie pasowałyby do pomieszczeń. Dlatego niektóre inwentaryzacje dłużej trwają i są nieznacznie droższe, bo są bardziej precyzyjne.
– Rozumiem. Szkoda, że nasz korytarz tak naprawdę jest normalny – konserwator nie mógł odżałować utraty cudu przyrodniczo--fizycznego.
– Niech się pan nie martwi. Przecież tak sugestywne złudzenie optyczne też jest swojego rodzaju cudem – zapewniałem konserwatora.
– Eee tam, w przyszłym miesiącu wszystko remontują, wyrzucają boazerię i przedzielają przepierzeniem korytarz – odszedł machnąwszy ręką. – Chociaż… –  po zrobieniu paru kroków zatrzymał się
i odwrócił się na chwilę – wasza inwentaryzacja ma dla mnie także dobre strony. Nie muszę latać po pokojach i ich mierzyć przed zamówieniem ścianek. Jesteście bardzo skrupulatni – pochwalił naszą robotę.


Wkrótce:  „ Program CAD na tropie tajemniczej piwnicy” 

Archiwum „ Z Dziennika Inwentaryzacji”
„Cena” inwentaryzacji budowlanej
..”Jestem gotów panu nawet dopłacić pod warunkiem, że jest mi pan w stanie udowodnić, że pana firma mierzy naprawdę bardzo dokładne” – taką telefoniczną propozycję złożył mi zdesperowany klient.  ® Czytaj dalej