Biurowiec z tajemniczym korytarzem
ic
nie zapowiadało, że inwen-taryzacja budowlana starego budynku biurowego
może szczególnie zapisać się w naszej pamięci. Nie ze względu na
jakieś trudności w inwentary-zacji. Raczej ze względu na
tajemnicę, jaką skrywał pewien osobliwy korytarz. Wiadomo, każdy
budynek ma swoje tajemnice związane czy to
z osobami, które w nim zamieszkiwały, czy też z wyda-rzeniami,
które rozgrywały się w jego wnętrzach. Im starszy budynek, tym
więcej tego typu ciekawych historii lub wręcz niesamowitych
wydarzeń.
Ta przedwojenna budowla z pewnością miała na swoim koncie wiele
interesujących, a nawet sensacyjnych historii, lecz ta,
o której
opowiemy, dotyczyła całkowicie innej materii.
A może nie „materii”? |
Ale po kolei. Inwentaryzacja przebiegała
w
dosyć rutynowy sposób. Przechodziliśmy przez kolejne
pomieszczenia, rejestrując
w tachimetrze charakterystyczne dla nich punkty i tworząc w
komputerze ich odzwierciedlenie w postaci projektu. Było nudno,
aż do korytarza na trzecim piętrze… Gdy wnieśliśmy tachimetr
i rozstawiliśmy pozostały sprzęt, zjawił się przy nas
specjalista od konserwacji. Rozejrzał się
i ściszonym głosem
zapytał: – Panowie, macie zamiar pomierzyć ten korytarz? –
z tym
pytaniem zwrócił się do nas pan „złota rączka”.
– Ciekaw jestem – ciągnął, zniżając głos – czy wasze przyrządy
tu nie powariują?
– Dlaczego mają powariować? – spytałem.
– Czyżby ściany były z materiałów promieniotwórczych? –
zażartowałem.
– Nie, chyba nie – odpowiedział konserwator. Związane jest to
raczej
z grawitacją czy czymś takim – uświadamiał nas, bo znał ponoć od
podszewki wszystkie techniczne problemy tego budynku.
– Jak to z grawitacją? – z zaintereso-waniem zacząłem
ciągnąć za język konserwatora.
– Powiem panom, ale proszę, nie powtarzajcie tego dyrekcji
firmy. Oni nie lubią, gdy ich pracownicy mówią coś
o biurowych tajemnicach postronnym osobom – konserwator
zastrzegał poufność informacji.
Woda płynie pod górę
– To sprzątaczka zwróciła
uwagę na ten dziwny korytarz – konserwator rozpoczął swoją
tajemniczą opowieść.
– Czy zauważyliście panowie, że patrząc
z końca tego korytarza, w którym teraz stoimy, wyraźnie widać,
że delikatnie wznosi się on do góry? Praktycznie każda osoba,
jak tylko uważnie zacznie się przyglądać, fakt ten zauważa.
–
A panowie co o tym myślą? – konserwator pytał o nasze zdanie w
tej materii.
– Musimy przyznać, że budowniczowie tego gmachu nie grzeszyli
dokładnością – powiedziałem, przyglądając się bacznie
korytarzowi. Na niższych piętrach zarówno pokoje, jak i
pozostałe pomieszczenia były niezgodne z planami budowlanymi,
jakie się zachowały. Nawet plany przebudowy
z czasów powojennych
nie zgadzały się ze stanem rzeczywistym. Owszem, pomieszczenia
były takie, jak na planach, ale ich geometria pozostawiała wiele
do życzenia. – Ale faktycznie, przyglądając się temu
korytarzowi, można odnieść wrażenie, że on się wznosi –
stwierdziłem ostrożnie.
– No właśnie – konserwator skwapliwie potwierdził moje
spostrzeżenie.
– No więc co w tym dziwnego? – zapytałem. – Przecież w wielu
budynkach stropy, inaczej mówiąc podłogi, wcale nie są poziome,
jak teoretycznie może wynikać
z planów. W swojej karierze,
dzięki skrupulatnym pomiarom, wykryliśmy wiele takich anomalii,
z których istnienia nie zdawali sobie sprawy nawet
właściciele budynków.
– No właśnie, ale ten korytarz oprócz pochyłości wykazuje dziwne
właściwości – rozpoczął swoją opowieść konserwator.
– Zauważyła to nasza sprzątaczka. Praktycznie wszyscy
widzieliśmy, że korytarz ma spadek w jedną stronę, ale nie
spodziewaliśmy się, że będą miały miejsce takie dziwne rzeczy.
Otóż kiedyś, myjąc korytarz, wywróciła wiadro
z wodą. Na szczęście złapała wiadro
i tylko część wody się rozlała. Złapała ścierki i położyła je po
stronie spadku, aby zatrzymać ewentualnie spływającą po
pochyłości wodę, ale o dziwo, woda zamiast spływać, zaczęła
płynąć pod górę!
® |
|
|
Stanęła, jak mi potem opowiedziała, jak wryta. Zamiast zbierać wodę
obserwowała, jak płynie mozolnie pod górę.
Swoimi obserwacjami podzieliła się z ówczesnym
kierownikiem administracyjnym. Oboje przyszli na
dziwne piętro. Kierownik zrobił jeszcze jedno
doświadczenie. Położył na podłodze butelkę po
wodzie sodowej. Ta zaś, wbrew prawu ciążenia,
także zaczęła się turlać pod górę. Sprawa
zaczęła być głośna, aż dotarła do dyrekcji.
Niestety dyrekcja nie wykazała zainteresowania
sprawami nadprzyrodzonymi. „ – Zamiast klientów
będziemy mieli najazd badaczy zjawisk
nadprzyrodzonych, to po pierwsze, a po drugie –
nasz biurowiec to nie krzywa wieża w Pizie i pochyły
korytarz nie będzie pełnił roli atrakcji
turystycznej, wręcz odwrotnie, może stanowić
nasz słaby punkt” – stwierdzili autorytatywnie.
Od tej pory nikt nie wspominał
o tym dziwnym zjawisku. Kiedyś także
i ja niedowierzając sprawdziłem, czy
rzeczywiście tak jest. Odsłoniłem dywan
i położyłem butelkę. Faktycznie zaczęła się
turlać pod górę. Ciekawe co też wykażą panom te
dziwne przyrządy? – zakończył pytaniem swoją
opowieść konserwator.
– Też jesteśmy ciekawi, więc z pewnością to
zbadamy – odpowiedziałem. – Twardo stąpam po
ziemi i moim zdaniem większość dziwnych i
tajemniczych zjawisk ma swoje wytłumaczenie
zgodne z prawami przyrody, tymi, które znamy lub
tymi, które być może poznamy – zapewniłem
konserwatora.
– A czym panowie to zmierzycie i czy zrobicie to
teraz? – konserwator nie mógł się doczekać
naszych badań.
– Mamy różne przyrządy: tachimetr, niwelator,
poręczną poziomicę laserową – odpowiedziałem.
– Poziomicę? Przecież woda płynęła pod górę,
więc i poziomica może źle wskazywać, bo zawiera
jakiś płyn – nie dawał za wygraną konserwator,
chcąc zasiać w nas wątpliwość w skuteczność
posiadanych przyrządów.
– Nie będzie tak źle – odpowiedziałem, choć
zastanawiałem się, jak obejść „ten problem”. –
Pomierzymy i zobaczymy, co nam wyjdzie –
uspokajałem konserwatora.
Mierzymy niemierzalne
Rozstawiliśmy przyrządy.
– Uważajmy, bo siły nadprzyrodzone będą
niezadowolone z tego, że podważamy ich istnienie
– zażartował kolega.
Zasadniczo nie mierzymy od razu spadków – to
zadanie realizuje program po wczytaniu danych z
tachimetru, ale tym razem na początek
ustawiliśmy poziomicę laserową. Puszczony na
ścianę promień światła laserowego już na samym
początku wykazał, że podłoga ma spadek w tę
stronę, w którą toczyły się butelki i płynęła
woda, a więc zgodnie z prawami fizyki i zupełnie
odwrotnie do spostrzeżeń konserwatora i – trzeba
przyznać – na pierwszy rzut oka także naszych.
Niwelator potwierdził to, co obserwowaliśmy i
pomierzyliśmy
z pomocą poziomicy laserowej.
– To musi być jakieś złudzenie optyczne –
stwierdziłem.
– Na razie prawa fizyki nie są pogwałcone.
Raczej to człowiek jest marnym elementem
kontrolnym i słabym punktem w ocenie
rzeczywistości.
Musimy dojść do tego, co jest powodem
złudzenia optycznego polegającego na wrażeniu,
że korytarz mocno się wznosi, choć w
rzeczywistości minimalnie opada.
Przypomniała mi się praca profesora Kazimierza
Bartela na temat perspektywy malarskiej, a w
niej wątek dotyczący perspektywy teatralnej.
Scenografowie wraz z rekwizytorami potrafią
dosłownie omamić widownię, konstruując na scenie
dalekie plany, podkreślając konstrukcjami
dekoracji teatralnej zarówno spadek, jak i
wznoszenie się płaszczyzny sceny. Dzięki
perspektywie, układowi linii na obrazie lub
dekoracji, doświadczamy złudzenia przestrzennego
spadku lub wznoszenia się krajobrazu. Podobnie
jest w rzeczywistości. Wielokrotnie słyszeliśmy
o drogach na wzniesieniu, na których samochód
pozostawiony „na luzie” toczy się samodzielnie
pod górę.
Przestawiliśmy poziomicę laserową tak, aby jej
promień omiatał ściany na wysokości górnej
części boazerii okalającej wszystkie ściany
korytarza. Dodam, że boazeria miała obok nas,
czyli na początku korytarza, wysokość 110 cm.
Wyszło szydło z worka. Boazeria nie miała takiej
samej wysokości na obu końcach korytarza. W
części oddalonej od nas jej górny brzeg wyraźnie
był wyżej i to prawie o 10 cm.
®
|
|
|
Także ustawione pod ścianą co kilka metrów fotele,
wyglądające identycznie, tak naprawdę nie były tej samej
wielkości. No cóż… czar prysł. – Wszystko jest w najlepszym
porządku – zapewniliśmy konserwatora. – Choć przyznajemy, ten
układ boazerii i foteli powodował naprawdę sugestywne złudzenie
dużego wzniosu podłogi. Ale
i tak ten budynek ma swoją tajemnicę, której nie odkryto do tej
pory – zaciekawiliśmy na koniec konserwatora.
– Jaką? – konserwator nie krył zdumienia.
– A nie zaobserwował pan czegoś dziwnego w korytarzu na
pierwszym piętrze?
– Nie, nic takiego nie zauważyłem.
– I tego, że korytarz nie ma jednakowych wymiarów?
– Tak? A gdzie? – dopytywał się zdumiony konserwator.
– Szerokość korytarza jest różna na jego końcach, czyli ściany
korytarza się zbiegają. Różnica wynosi prawie trzydzieści
centymetrów!
– Nie wiedziałem – przyznał z szeroko otwartymi ze zdziwienia
oczami. – Na planach, które są u kierownika administracyjnego,
wszystko jest równiutkie, „pod linijkę”.
– Niestety, nie wszyscy przykładają się do pracy – wyjaśniałem
konserwatorowi. – Jedni, budując gmach, a drudzy – odtwarzając
plany, popełniają błędy. Przykładowo w naszej branży – mówiłem –
rutynowo wykonane inwentaryzacje budowlane często zawierają
wiele nieścisłości z uwagi na pomijanie
w pomiarach kolejnych elementów powtarzających się, a niestety,
bardzo często pomieszczenia wyglądające podobnie, na przykład
mieszkania lub korytarze w wielopiętrowym budynku, nie mają tych
samych wymiarów.
– My – ciągnąłem swój wywód – nie tylko mierzymy szerokość i
długość pomieszczenia, ale także wysokość, przekątne, spadki,
kąty pochylenia, przylegania i sprawdzamy te pomiary
w paru miejscach.
– Dla przykładu – wyjąłem z teczki arkusz papieru – narysuję
panu figurę, taki odwrócony i ścięty ostrosłup, choć tak
naprawdę będzie to pryzma, czyli szczególny rodzaj ostrosłupa
ściętego, którego podstawy są prostokątami o bo-kach odpowiednio
do siebie równoległych. Jak pan widzi, dół i góra tej bryły to
prostokąty, a jej ściany to trapezy. Takie właśnie może być
pomieszczenie
z pochyłymi ścianami. Oczywiście ten poglądowy
rysunek jest mocno „przerysowany” w stosunku do rzeczywistych
proporcji na przykład mieszkania – uspokajałem konserwatora. –
Ale często jednak spotykamy się z tym
w naturze.
– Faktycznie, coś takiego jest u mojej siostry – przypomniał
sobie konserwator.
– Szafa nie stoi przy samej ścianie, bo ta nie ma pionu.
– No właśnie, tak może być – potwierdziłem. – Wykonanie
rutynowych pomiarów zgodnie z normami nie wykaże tego błędu
budowlanego. Dodatkowo, należy pomierzyć długość i szerokość
u góry przy suficie lub kąty pochylenia płaszczyzny ścian.
Dodam jako ciekawostkę – szokowałem dalej konserwatora – jedna
norma zaleca pomiary na poziomie podłogi, a druga metr nad
podłogą. Oczywiście – szybko uspokoiłem rozmówcę – różnice
w wielkości tak mierzonych powierzchni są niewielkie, ale dla
osób skrupulatnych mogą być istotne. To po pierwsze. A po
drugie, warto chyba mieć rzeczywisty
i rzetelny plan budowli choćby dlatego, by uniknąć w przyszłości
błędów i strat. Wasza dyrekcja zamierza przegrodzić ściankami
działowymi niektóre większe sale i pokoje. Zamawiając ścianki
zgodnie z istniejącymi planami, mogliby narazić się na
niepotrzebne koszty, bo ścianki absolutnie nie pasowałyby do
pomieszczeń. Dlatego niektóre inwentaryzacje dłużej trwają i są
nieznacznie droższe, bo są bardziej precyzyjne.
– Rozumiem. Szkoda, że nasz korytarz tak naprawdę jest normalny
– konserwator nie mógł odżałować utraty cudu
przyrodniczo--fizycznego.
– Niech się pan nie martwi. Przecież tak sugestywne złudzenie
optyczne też jest swojego rodzaju cudem – zapewniałem
konserwatora.
– Eee tam, w przyszłym miesiącu wszystko remontują, wyrzucają
boazerię i przedzielają przepierzeniem korytarz – odszedł
machnąwszy ręką. – Chociaż… – po zrobieniu paru kroków
zatrzymał się
i odwrócił się na chwilę – wasza inwentaryzacja ma
dla mnie także dobre strony. Nie muszę latać po pokojach i ich
mierzyć przed zamówieniem ścianek. Jesteście bardzo skrupulatni
– pochwalił naszą robotę. |