Dziwny telefon od klienta
ewnego dnia wczesnym rankiem na
początku tego roku zadzwoniła moja służbowa komórka. Kto u
licha może tak wcześnie dzwonić? Klient? Bo znajomi wiedzą, że
po nocy spędzonej przy komputerze zazwyczaj jestem „czynny”
dopiero od dziewiątej.
–Inwentaryzacje budowlane
firma Wymiar pan Artur Łuczak? –
głos
w telefonie brzmiał nieomal błagalnie. – przepraszam,
że pozwalam sobie tak wcześnie zawracać Panu głowę, ale jest to
dla mnie naprawdę gardłowa sprawa. Jakieś dwa miesiące wstecz
złożył mi pan ofertę na zinwentaryzowanie mojego budynku
gospodarczego przeznaczonego na stajnię, ale ja pana ofertę
odrzuciłem, bo była według mnie zdecydowanie za droga i termin
realizacji wydawał mi się za długi. Obecnie przyjmę Pana ofertę,
a nawet jestem gotów panu dopłacić pod warunkiem, że jest mi pan
w stanie udowodnić, że pana pomiary będą naprawdę bardzo
dokładne.
Zaskoczony porannym telefonem
i niecodzienną propozycją zacząłem zbierać szybko myśli.
– Jak ja panu przez telefon udowodnię, że moja firma wykonuje
pomiary bardzo dokładnie? Przecież wysłałem panu wraz z ofertą
kilka referencji od bardzo poważnych firm – tak jak pan tego
oczekiwał. Co jeszcze mam zrobić żeby pan uwierzył?
– Panie prezesie inwentaryzację budowlaną robiła u mnie niedawno
firma, która przysłała mi 50 referencji od spółdzielni
mieszkaniowych, od wspólnot, nawet z ministerstw mieli. Chwalili
się wygranymi przetargami.
I co? Latali z miarkami, mierzyli
i w
końcu sknocili mi plany. Byli szybcy i tani. Całe szczęście, że
projektant, który miał zrobić nadbudowę i wylewki pod rampę
wyładunkową pomierzył niektóre rzeczy i włosy stanęły mu dęba.
Oni najczęściej takie plany robią sztuka dla sztuki, bo są
wymagane przez jakieś zas… przepisy. Ale pewnie nikt do tej pory
tego nie sprawdzał. Bo tak się utarło, że przyjdzie pan Czesio
przed jakąś robotą i „złapie” dokładny wymiar.
– No, więc czego pan ode mnie oczekuje? – spytałem, przerzucając
niejako na klienta ciężar sposobu udowodnienia mu precyzji
naszych pomiarów.
– Napisał pan mi w ofercie, że ma pan jakieś przyrządy, które
precyzyjnie mierzą, to po pierwsze, a po drugie ponoć plany
rysuje pan w komputerze na miejscu pomiarów. Chcę – ciągnął
klient – by przyjechał pan do mnie
i wykonał w mojej obecności
próbne pomiary. Jestem gotów zapewnić pana ekipie całkowity
zwrot kosztów dojazdu, zakwaterowania i wyżywienia pod warunkiem,
że te próbne pomiary będą odpowiadać rzeczywistości.
W przeciwnym wypadku będą to pana koszty, a ja ich nie pokryję
i z umowy będą „nici”.
Co jest ważniejsze cena czy jakość?
Powyżej przytoczona rozmowa
wbiła mi się głęboko w pamięć. Chyba pierwszy raz spotkałem
prywatnego inwestora, dla którego nie cena, ale dokładność
pomiarów nabrała istotnego znaczenia. Fakt, że po „nieudanej”
pierwszej usłudze, ale ważne jest to, że klient uświadomił sobie
kolosalne znaczenie jakości usługi.
Często decydując się na kupno taniego produktu lub zamówienia
taniej usługi zostajemy bezwiednie wplątani w tzw. „wojny
cenowe” producentów
i usługodawców., W naszej podświadomości
zakładamy, że tańszy towar lub usługa będzie tylko nieznacznie
gorszej jakości. Niestety najczęściej jest tak, że
konkurencyjność na rynku pod względem ceny i czasu wykonania
usługi może także oznaczać, że
towar lub usługa ma o wiele
poważniejsze braki niż się spodziewamy. Coś kosztem czegoś.
Narzekamy na przykład na jakość naszych dróg, ale warunkiem
zdobycia kontraktu w przetargach na ich projekt
i budowę jest
najniższa cena. To może o czymś świadczyć.
Firma
podjęła
„wyzwanie”
Wracając do naszego
Klienta.
W tydzień od tej rozmowy spako-waliśmy przyrządy, laptopy i
ruszy-liśmy na spotkanie z „wielkim wyzwaniem”.
Okolica, w której znajdowała się posiadłość była urocza.
Þ |
Liczne stawy, lasy i rozległe łąki, cisza i spokój wręcz zachęcała do
wybrania tego miejsca na spokojny wypoczynek. Nie myliliśmy się.
Nasz klient wykupił upadające gospodarstwo wraz z zrujno-wanym
częściowo dworkiem z przezna-czeniem na działalność agroturysty-czną.
Po
przyjeździe na miejsce właściciel przyjął nas dosyć chłodno: –
Nie zwlekajmy panowie, – mówił zniecierpliwiony na powitanie.
Proszę się rozpakować i zapraszam od razu do budynku
gospodarczego. Pokażę panom, co chcę na początku pomierzyć.
Naszym „celem” była długa
hala poprzetykana licznymi słupami. – Co tu było? – zapytałem. –
Łatwiej było by mi odpowiedzieć, czego tu nie było – odrzekł
niechętny do dalszej rozmowy właściciel?
Tajemnicze oprzyrządowanie
Pomimo zmęczenia długą trasą
rozstawiliśmy, tachimetr i poziomnicę laserową. Kolega postawił
obok laptop. – O to coś nowego. Do czego to służy? - zapytał
wskazując na tachimetr przypominający z wyglądu skomplikowaną
jednookularową morską lornetkę z celownikiem laserowym.
– To jest tachimetr, odpowiedziałem. Służy do pomiarów
odległości, powierzchni, kątów i innych parametrów niezbędnych
do wyrysowania szczegółowych i dokładnych planów. - Tak? No to
proszę mi pokazać, jaka jest odległość od tego słupa do tamtej
ściany? Zapytał dociekliwie.
– Nieee, tak od razu teraz tego panu nie powiem. Ten
skomplikowany przyrząd działa trochę na innej zasadzie niż
miarka - zażartowałem. Ma on wmontowany komputer a tutaj mamy
ekran wyświetlacza, taki miniaturowy monitor – zacząłem opisywać
w jak najprzystępniejszy sposób budowę
i funkcje tachimetru.
Zasada pomiarów tym przyrządem nie jest
skomplikowana. Za pomocą tego
obiektywu – lunetki, która może nam przybliżyć obiekt 30 razy
obserwujemy i wybieramy miejsce w które celujemy laserowym
promieniem, czyli w punkt istotny dla naszych pomiarów – może to
być na ten przykład ta futryna, czy tamten róg hali lub punkty
wyświetlone na linii laserowej poziomnicy Oczywiście przed
wykonaniem pomiarów tachimetr precyzyjnie poziomujemy, co już
pan zdążył zauważyć. Po wycelowaniu lunetką w określony punkt
naciskamy przycisk i komputer w swej pamięci rejestruje jego
pozycję w przestrzeni trójwymiarowej na osiach x,y,z. Nadajemy
punktowi oznaczenie
i zapamiętujemy w programie tachimetru. Po
ustaleniu wszystkich istotnych punktów tej hali i jej słupów
otrzymujemy chmurę punktów zorientowanych względem siebie
w
przestrzeni. Po wczytaniu z tachi-metru do naszego laptopa w
program do projektowania CAD otrzymamy przestrzenny obraz hali
składający się
z naszych punktów. Wystarczy połączyć na
projekcie te punkty by otrzymać bardzo precyzyjny obraz
trójwymiarowy hali zawierający rzeczywiste wymiary. Teraz pan
pozwoli, że zajmiemy się naszą pracą. Jeszcze dziś za jakieś
półtorej godziny podamy panu wyniki pierwszych pomiarów i
przedstawimy wstępny rysunek hali.
- A z jaką dokładnością ten tachimetr może mi pomierzyć tę halę?
– dociekał właściciel. – Z dokładnością do około
1 mm -
odpowiedziałem obserwując na twarzy właściciela malujące się
zdziwienie i niedowierzanie.
Wyniki zaskoczyły klienta
Trochę nam było jego żal, ale
sam tego chciał. Był na straconej pozycji wobec dokładności
naszej inwentaryzacji budowlanej. Może to nie fair z naszej strony, że nie
ostrzegliśmy go, iż pomierzymy to dokładniej niż on sobie
wyobraża, ale sam się dopraszał. Po godzinie zaprosiłem
właściciela do nas. - Niestety musimy pana zmartwić - zacząłem
tajemniczo i zawiesiłem głos.
- I co nie udało się – stwierdził klient
z satysfakcją, ale i
żalem w głosie.
- Nie, nie w tym rzecz, że nasze pomiary nie są dokładne. Wręcz
przeciwnie – zapewniłem klienta – są bardzo dokładne, ale
problem w tym, że
ta hala jest jak kopnięte w róg pudło. Słupy stoją w nie
jednakowych odległościach, a ściany nie mają równej długości.
Pewnie budowali w „szewski poniedziałek”.
- Mam plany - właściciel wyciągnął
z teczki nadgryzione zębem
czasu niebieskie płachty i trochę nowsze opracowane na
komputerze.
Þ
|
-
Mój projektant naniósł na rysunki niektóre wymiary, które
zweryfikował – poinformował nas klient. – Te niebieskie to stare
plany, a te nowe, to plany firmy, która to inwentaryzowała.
Sprawdzimy czy się zgadzają z waszymi?
Pomiary odległości ustalone przez projektanta zgadzały się z
naszymi
i tylko te. Reszta wymiarów na starych planach i planach
inwentaryzacyjnych daleko dobiegała od rzeczywistości.
– Mierzył to laserem, ale nie wyłapał, że hala jest skoszona –
stwierdził zaskoczony trochę nasz klient.
– Oczywiście, nie jest to takie łatwe wyłapać to ręcznym
laserem – stwierdziłem w obronie projektanta. Na pocieszenie,
skromne, co prawda, pokazaliśmy mu, że powierzchnia hali jest
większą niż ta policzona na starych planach Tak, więc kupując ją
zapłacił
o wiele mniej niż to wynikałoby
z rzetelnych obliczeń.
Budowa to nie apteka,
a
inwentaryzacja budowlana to nie badania mikroskopowe?
– Podziwiam panów, że tak
ambitnie podchodzicie do wydawałoby się prozaicznych pomiarów –
pochwalił nas gospodarz.
– Pracownicy tamtej firmy – mówił klient – powiedzieli mi, że
budownictwo to nie apteka i żebym się nie spodziewał nie wiem,
jakiej dokładności. A wy zakupiliście tak drogi sprzęt,
programy, wozicie ze sobą laptopy wszystko po to by dokładnie
mierzyć. Chyba nie jesteście konkurencyjni cenowo na rynku?
– Faktycznie nie bierzemy udziału
w wojnach cenowych –
stwierdziłem. Nastawiamy się na klienta, dla którego jakość
usługi ma pierwszorzędne znaczenie. Nasza cena jest wyważona
i
adekwatna do naszego wkładu pracy, doświadczenia, wiedzy i
stosowanej technologii. Ale co jest istotne nasz klient
otrzymuje przede wszystkim rzetelne plany. Pan Czesio przed
wykonaniem swojej roboty nie musi, jak to pan powiedział,
„łapać” dokładny wymiar. Ma go na naszych planach. Spędziliśmy
setki godzin przy skomplikowanych projektach architektoniczno -
budowlanych,
a potem na budowie, by nie doceniać dokładności
projektów. Diabeł tkwi
w szczegółach.
Proste doświadczenie zakończone szokiem klienta
–Widziałem - zapewnił gospodarz
- że pracownicy z poprzedniej firmy mierzyli wszystko i
zapisywali. Dlaczego więc są takie rozbieżności w pomiarach?
Nasz Gospodarz nie mógł tego zrozumieć.
– Trudno mi jest na to pytanie teraz odpowiedzieć – rzekłem
ostrożnie – błędy mogły powstać z wielu powodów. Może to był
brak doświadczenia, może ich marki zwijane były wadliwe
i nielegalizowane? Nie musieli nawet sobie zdawać z tego sprawy,
że popełniają błędy. Zresztą możemy przeprowadzić bardzo proste
i pouczające doświadczenie. Widzę, że trzyma pan w ręku swoją
zwijaną miarkę. Niech pan choćby pomierzy za pomocą swojej
rozwiniętej miarki tę całą ścianę i zapisze wynik, a następnie
tą samą miarką pomierzy tę ścianę po przez odkładanie
wielokrotne pierwszego metra z marki, zaznaczając skrupulatnie
każdy metr długości. Nasz klient stał zaszokowany. Jego własna
20-sto metrowa parciana taśma zwijana w zależności od sposobu
mierzenia pokazywała różne długości tej samej ściany! Różnica
wynosiła bagatela prawie 6 centymetrów!– Panowie błagam was
proszę pomierzcie także inne moje budynki – rzekł klient
wyraźnie przestraszony. Widział w naszych pomiarach jedyny
ratunek przed poważnymi konsekwencjami, jakie mogły go czekać
gdyby zaufał swojej miarce i poprzednim pomiarom.
Niedawno nadszedł list od
Naszego Klienta z podziękowaniem. Zapraszał nas do swojej posiadłości na
dwutygodniowe wczasy w siodle. Wszystko gratis.
Oczywiście skorzystamy z
zaproszenia - wszak zaprzyjaźniliśmy się z nim.
Artur Łuczak
____________________________
Opublikowano
za zgodą Naszego Klienta
Nasza porada:
Sprawdź, czy inwentaryzację Twojej budowli lub mieszkania
nie będą czasem wykonywać studenci na umowę zlecenie.
Za tydzień :
„Zinwentaryzowaliśmy korytarz łamiący „prawa fizyki”. |